Wojenne losy
Myslenice-Płaszów-Montelupich-Ravensbrück-Buchenwald komando Magdeburg
Alojza Wygona z domu Boratyn ur. 30 września 1920 r. w Myślenicach, córka Marii i Ignacego.
Była żoną Czesława Wygony, mieszkali w Myślenice na ul. Bysińskiej 41. Oboje działali w konspiracji przeciw okupantowi niemieckiemu. Mąż został rozstrzelany 27 maja 1944 w Krakowie przy ulicy Botanicznej (róg ulic Botanicznej i Lubicz). Alojza została aresztowana przez Gestapo 15 lipca 1944 r. w Krakowie przy ul. Gródek. Po aresztowaniu została umieszczona w obozie w Płaszowie, a następnie w więzieniu Montelupich w Krakowie. Około 30 lipca 1944 r. została przewieziona z innymi więźniarkami do niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Ravensbrück (nr obozowy 47752). W obozie była poddawana eksperymentom pseudomedycznym. Kolejno umieszczona została w obozie Buchenwald, Komando Magdeburg. Tam pracowała w fabryce amunicji. W 1945 roku obóz wyzwolili Amerykanie. Po opuszczeniu obozu rozpoczęła wędrówkę do Polski, z grupą innych kobiet. Jej tułaczka trwała trzy miesiące, zanim doszła do Myślenic.
W Myślenicach zastała syna Tadeusza, pod opieką babki macierzystej, w nowym miejscu zamieszkania, gdyż w domu, w którym zamieszkiwała wraz z mężem przed aresztowaniem go, utraciła mieszkanie. Nowy etap w życiu to zdobywanie pieniędzy na utrzymanie dla dziecka i swojej matki. Dzięki życzliwym osobom powoli mogła funkcjonować. Zajęła się handlem wyrobów produkowanych przez miejscowych rzemieślników. Z czasem podjęła pracę w Spółdzielni Inwalidów ,,Raba” w Myślenicach i pracowała w sklepie jako ekspedientka, do emerytury.
Nie wyszła ponownie za mąż i samotnie wychowywała mnie jako jedynaka. W mojej ocenie poświęciła się mojemu wychowaniu. Szwankowało jej zdrowie, a silne przeżycia obozowe wpływały na atmosferę w domu. Jak pamiętam zawsze bała się burzy, wiatru i powodzi. Często gdy byłem małym dzieckiem w pośpiechu zabierała mnie z domu i uciekaliśmy do domu jej siostry podczas burzy, czy ulewy. Dużo chorowała, leczyła się. Nie zawsze rozumiałem jej nastrojów. Musiałem się uczyć takiego życia jak i moja rodzina. Nieraz słyszałem, że gdy pracowała w fabryce amunicji w Magdeburgu bardzo bała się bombardowania miasta i strasznych błyskawic z tym związanych. W Ravensbrück miała wrzody na ciele i nogach, ale dzięki pomocy więźniarek i lekarki została wyleczona i podobno uniknęła śmierci. Zastanawiam się czy to p. dr Półtawska pomagała?
W środowisku Myślenic była szanowana, znana jako pani Ala – tak się do niej zwracano. Była osobą wrażliwą, uczuciową, kochającą dzieci, wspomagającą ludzi w potrzebie.
Była kombatantką, inwalidką wojenną, działała w tych strukturach. Była odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Oświęcimskim, Orderem Odrodzenia Polski Restituta Militarii. W naszym domu odbywały się spotkania inwalidów wojennych. Jako znana w środowisku, była więźniarka obozów, była zapraszana na spotkania z młodzieżą w szkołach, a nieraz przeprowadzano wywiady w domu. Czyniła to z wielką niechęcią i zawsze takie spotkania odchorowywała.
W domu nie mówiło się o przeżyciach obozowych. Mama zabraniała mi mówić o ojcu, czy przeżyciach wojennych. Nieraz o tym dowiadywałem się zdawkowo w rodzinie. Bardzo obawiała się presji ze strony ówczesnych władz, przecież żyliśmy w czasach władzy komunistycznej, a była żoną straconego w Krakowie w dniu 27 maja 1944 r., przy ul. Lubicz i ul. Botanicznej, członka Armii Krajowej. Nie zapisywała swoich przeżyć w obozie. Dzięki pomocy p. dr Półtawskiej, tak przypuszczam, ubiegała się o odszkodowanie dla byłych więźniarek obozu Ravensbruck, które poddawano eksperymentom pseudomedycznym.
Osiągnęła wiele w życiu dzięki pracowitości, wybudowała dla nas dom, wykształciła mnie. Ja ją obdarowałem rodziną, miała troje wnuków, cieszyła się moim szczęściem.
Zmarła po ciężkiej chorobie 8 listopada 1998r. w Myślenicach, pochowana jest na cmentarzu komunalnym w Myślenicach przy ulicy Sienkiewicza.
Syn Tadeusz Wygona