„Wspomnienia te kreśliłam po przybyciu z Ravensbrück do Szwecji, w różnych odstępach czasu. Przywiozłam je do kraju z zamiarem dokończenia, lecz nasze nowe życie, budowane od podstaw w czterech pustych ścianach ocalałego domu, nie zostawiało czasu na zajęcie się tą sprawą i zapisane kartki leżały latami w walizce ze szkolnymi zeszytami dzieci. […]
Mijały lata, dzieci rosły, Jacek z wolna zapominał o złym okresie dzieciństwa.
Dopiero zimą 1959 roku któreś z dzieci w poszukiwaniu jakichś papierów zawędrowało na strych i tu znalazło moje wspomnienia pokryte pyłem i pajęczyną.
Z myślą o nich, o moich dzieciach, odtworzyłam ten najtragiczniejszy okres życia naszej rodziny, kiedy czteroletni Jacuś był więźniem Ravensbrück, oznaczonym czerwonym winkiem i numerem 47 501.
Książkę tę poświęcam wszystkim więźniarkom i więźniom, znanym i nieznanym, dzięki którym przetrwaliśmy obóz.”
Janina Augustynowicz
z trójką dzieci, najmłodszym Jackiem (4 latka) Ewą i Andrzejem w 1944 r.
została uwięziona w KL Ravensbrück
[…] Na apelach […] było zimno. Radziłam sobie później w ten sposób, że na plecy podkładałam papier z worka. Nie pamiętam już, jak ubrana była Ewusia. Andrzejek i Jacuś otrzymali z powrotem swoje rzeczy, bo chłopięcych i dziecięcych ubrań nie było. Jacuś wrócił do swojej różowej koszulki uszytej przez więźniarki jeszcze w Pustkowiu. Uszyta była z damskich majtek, pozaszywana na przodzie, bo nie było zatrzasek ani guzików. Robiły to nocą, w pośpiechu, bo przyjechał na wpół ubrany. […]
Fragment z książki „Jacek w Ravensbrück”