Kilka cytatów z różnych źródeł na temat egzekucji wykonywanych w obozie.Wybrane przez Pawła Woźniaka z Misji Katolickiej w Berlinie. „Idziemy na śmierć dumne i spokojne, giniemy za Ojczyznę i za jej wolność. Polska nam tego nie zapomni.„Gryps wyrzucony na placu apelowym przez Halinę Krzemińską dnia 13 kwietnia 1942 roku w drodze na rozstrzelanie. Od lutego 1941 r. w FKL Ravensbrűck przeprowadzano egzekucje więźniarek, przybyłych do obozu z wpisanymi w akta wyrokami śmierci, wydanymi przez sądy doraźne. Do końca 1942 roku wyroki wykonywano wyłącznie na Polkach, jednakże w obozie rozstrzeliwano także kobiety innych narodowości.
„Były na śmierć przygotowane.” Na krótko przed egzekucją – wspomina Zofia Żerkowska – Hala (Halina Krzemińska – dop. J. P.) odwiedziła wszystkie z naszego transportu; nie straszyła, ale zupełnie spokojnie mówiła, że należy liczyć się z tym, że nas wkrótce zlikwidują. Do dziś nie wiem, czy Hala miała jakieś konkretne wiadomości, czy wprost umiała pogodzić się z faktem śmierci (…)
Pierwsza zginęła samotnie Genowefa Iwańczak, urodzona 14. XII. 1908 r., żona woźnego Sądu Grodzkiego w Częstochowie. Została rozstrzelana 7 kwietnia 1942 roku. W kilka dni później, 13 kwietnia, wywołano z bloków siedemnaście więźniarek, w ich liczbie trzynaście Częstochowianek z sierpniowego transportu. Zaprowadzono je do kancelarii głównej dozorczyni, a następnie osadzono w bunkrze – obozowym więzieniu. W czasie wieczornego apelu wywieziono je z bunkra i rozstrzelano w pobliżu obozu. Stojące na apelu więźniarki słyszały salwy egzekucyjne.
Halina Krzemińska opuszczając bunkier niepostrzeżenie dla Niemców rzuciła kartkę ze słowami pożegnania. Podjęły ją po apelu koleżanki. „Nie boimy się śmierci. Pożegnajcie nasze rodziny”.
żródło biuro prasowe Jasna Góra: http://www.jasnagora.com/wydarzenie-3705
Więźniarki pozbawiano życia poprzez strzał w tył głowy, wieczorem w czasie trwania apelu (kobiety słyszały salwy) ok. godziny 18.00. Skazane wywożono z bunkra (baraku pełniącego funkcję obozowego więzienia) samochodem tzw. „miną”, na miejsce straceń. Pozorowano tym samym wysyłanie transportu do innego obozu. Czyniono to w celu uspokojenia pozostałych więźniarek. Początkowo kobiety rozstrzeliwano w lesie okalającym obóz, później w szczelinie muru w pobliżu krematorium. Ofiarami były kobiety sabotujące pracę w fabrykach zbrojeniowych (głównie Rosjanki), niemieckie i austriackie komunistki oraz spadochroniarki z Francji i Anglii oskarżone za działanie na tyłach wojsk niemieckich i stracone w początkach 1945 r. A także więźniarki polityczne z więzień Generalnej Guberni, głównie z Warszawy i Lublina, przybyłe w Sondertransportach z 23.09.1941 r. i 31.05.1942 r. oraz z miast dystryktu radomskiego (Częstochowa, Radom, Kielce, Tomaszów Mazowiecki i in.). Przeważały młode dziewczęta, lecz były i kobiety dojrzałe, a nawet starsze. Szczególnym echem odbiły się egzekucje więźniarek wykorzystanych wcześniej do eksperymentów medycznych. Istniała bowiem opinia (rozpowszechniana głównie przez Niemców), że operacje doświadczalne chronią przed rozstrzelaniem. Ostatnia egzekucja, odbyła się 5.01.1945 r.
Łącznie w FKL Ravensbrűck przeprowadzono ok. 500 egzekucji, w których zginęło ok. 174 Polek, 65 Rosjanek, 25 Francuzek oraz pojedyncze ofiary z Anglii, Niemiec, Austrii i innych narodowości.
źródło: http://www.ravensbruck.pl/pl/ciekawostki/eksterminacja
„Egzekucje odbywały się w Totengangu, za murem obozu, zwyczajnie. Do skazanych oddawano salwę karabinową, głośną na cały obóz. Przyjazd małego czarnego auta zawsze zwiastował to samo: śmierć. Poszły. Wróciły ich skrwawione sukienki do pralni i niezbita pewność, że one nie wrócą. I Pola, która mówiła zawsze, że nie wróci, i Niusia, która płakała, że nie wróci. Dziś one, a jutro?
Jutro zawisło nad nami nową możliwością. Dotąd nie brałyśmy pod uwagę egzekucji. Teraz było jasne: dziś one, jutro my.
Śmierć zbliżyła się, żeby już nas nie opuścić. Czekałyśmy na nią wiele razy. Różne były nasze oczekiwania na śmierć. Czasem z lękiem, a czasem z tęsknotą: niech wreszcie przyjdzie wyzwolenie.
Czasem obojętnie: a niech tam. Czasem zrywał się bunt: zrobić coś, uciec, nie czekać jak baran na pewną śmierć, działać, nie być bierną! Żyć! Żyć jak człowiek. A nie Haftling numer sieben und siebzig null neun. Myślę, że gdyby mnie jeszcze dziś ktoś znienacka zapytał, kim jestem, odpowiedziałabym tak jak wtedy:
Schutzhaftling sieben und siebzig null neun.
W tych dniach, pełnych oczekiwania na śmierć, ujrzałyśmy z zupełnie innej strony sprawy tego świata. Wszystko wydawało się nieważne. Nie zostało prawie nic z dotychczasowego życia. Powstał żal, że dotąd niczego nie zrobiłam, że umrę po tak głupim, bezsensownym życiu. Nie ma ich tu, a przecież nie wiadomo, dlaczego jestem ja, a nie one?
Mamusia Niusi Apcio po moim powrocie z obozu chciała się ze mną zobaczyć. Nie mogłam jej widzieć. Cóż jej powiem? Czy będzie mogła na mnie patrzeć inaczej niż z zazdrością ? Dlaczego wróciłam ja, a nie Niusia.”
źródło: Fragmenty książki Wandy Półtawskiej „I boję się snów”
To potwierdzają inni świadkowie. Chociaż esesmani starali się usilnie ukrywać skazane, pewnym więźniarkom udało się na nie zerknąć. Według Grete Buber-Neumann tuż przed apelem nakazano opuścić Lagerstrasse. Wszystkim więźniarkom polecono udać się do bloków, drzwi zamknięto i nikt nie mógł stać przy oknie. Ale pracownice rewiru i kuchni obserwowały wyjście Polek z bunkra i przejście przez plac apelowy; były bose i w sukienkach, „jak średniowieczne pokutnice” .
Gdy wychodziły za obozową bramę, „oglądały się w naszą stronę”, a jedna z nich „odwróciła się i pokiwała”. Wanda Wojtasik, która mogła to widzieć, dostrzegała Polę Chrostowską, siostrę Grażyny, która „wskazała na niebo”.
Miejsce straceń trzymano w tajemnicy, chociaż istnieją pewne wskazówki. Strażniczka Ella Pietsch, pracująca w komendanturze, zapamiętała, że gdy gawędziła pod koniec zmiany z przyjaciółką, nadzorczynią Grete Hofbauer, „pod oknem przejechała ciężarówka z więźniarkami i esesmanami w hełmach, trzymającymi karabiny”. Pojazd pojechał wzdłuż jeziora. „Hofbauer powiedziała, że więźniarki zostaną rozstrzelane”.
Podczas swego procesu oficer SS Heinrich Peters zeznał, że w tym czasie rozkazano mu zebrać pluton do wykonania egzekucji i że kobiety dowożono na miejsce w zamkniętym samochodzie. Peter powiedział, że skazane przywiązywano do słupka i rozstrzeliwano. Naszkicował piaszczysty obszar w lesie za murami, na tyłach obozu.
W każdym razie w obozie dało się słyszeć strzały. Wiemy o tym, ponieważ znamy finał „komedii”, jak to nazywała Maria Adamska. To ona opowiedziała, co stało się potem.
Chociaż Lagerstrasse opróżniono na czas przeprowadzania skazanych, wkrótce po wieczornej syrenie więźniarki musiały wyjść na apel. „Na apelu o osiemnastej więźniarki usłyszały serię strzałów. Potem rozległo się dziewięć pojedynczych wystrzałów z rewolweru”. Grete Buber-Neumann potwierdziła tę sekwencję wydarzeń. „Stałyśmy tysiącami i czekałyśmy jak zwykle. Panowała cisza. I nagle, zza muru, rozległ się odgłos strzałów, po których, sekundę czy dwie później, nastąpiło kilka pojedynczych strzałów”.
Grete, która stała z niemieckimi więźniarkami politycznymi, mogła obserwować Polki. „Naprzeciwko nas stały kobiety z bloku polskiego, ich wargi poruszały się w bezgłośnej modlitwie. Mury obozu jak zwykle odbijały wieczorne słońce, a stado wron usiadło na dachu komendantury”
źródło: fragmenty książki Sarah Helm „Kobiety z Ravensbrück”. Życie i śmierć w hitlerowskim obozie koncentracyjnym dla kobiet
Władysława Karolewska
Warszawa, 3 września 1945 r. Sędzia śledczy Mikołaj Halfter przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o obowiązku mówienia prawdy oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrał od niej przysięgę, po czym świadek zeznała, co następuje:
„19 kwietnia 1942 roku stracono trzynaście kobiet z naszego transportu lubelskiego. W tymże miesiącu stracono dwanaście kobiet z radomskiego transportu i kilka kobiet z transportu częstochowskiego. Co było przyczyną, nie wiemy. Zabrano je z bunkra, gdzie wymierzano kary, widziałam jak wyprowadzano je z tego bunkra bez chustek, fartuchów i boso (później dowiedziałyśmy się, że zdjęto z nich wszystko, pozostawiając na nich tylko sukienki). Wsadzono je do karetki. Wywieziono je poza obręb lagru. Było to bezpośrednio przed apelem. W czasie apelu posłyszałyśmy salwę poza murem, a później „strzały łaski”. Odbywało się to około świniarni. Jedna z dozorczyń powiedziała bezpośrednio przed egzekucją do nas, że „pojedzie zobaczyć, jak te świnie polskie będą leżały”, wsiadła na rower i pojechała. Nazwiska tej dozorczyni nie znam.”